Odmowa wypłaty odszkodowania z uwagi na brak trwałych następstw na zdrowiu osoby poszkodowanej.

Strona główna Porady prawne

Bartosz Kowalak

16 maja 2016

Nie każdy wypadek samochodowy, upadek na chodniku, czy inne nieszczęśliwe zdarzenie powoduje trwałe i nieodwracalne skutki na zdrowiu osoby poszkodowanej. Mimo tego wypadek łączy się dla poszkodowanego z istotnymi konsekwencjami, koniecznością leczenia, rehabilitacji, czy po prostu dojścia do siebie przez kilkanaście, dni, kilka tygodni.

W sytuacji zatem, gdy ofiara wypadku nie ma żadnych złamań, nie doszło do uszkodzenia innych narządów ciała, a w zasadzie konsekwencje wypadku komunikacyjnego ograniczają się do stresu, poobijania, siniaków, zadrapań, przemijającego bólu, to i tak są to konsekwencje z którymi poszkodowany musi się zmierzyć.

W takiej sytuacji po pewnym czasie w zasadzie wraca do zdrowi i może funkcjonować w pełni jak przed wypadkiem.

W tej sytuacji kwestia wypłaty zadośćuczynienia, odszkodowania nie jest, przynajmniej dla zakładu ubezpieczeń , taka oczywista.

Często w takiej sytuacji ubezpieczyciel odmawia wypłaty zadośćuczynienia, lub proponuje odszkodowanie w rażąco niskiej kwocie.

W uzasadnieniu swojej decyzji wskazując, iż nie zaistniał w jej przypadku trwały uszczerbek na zdrowiu. Skoro zatem nie ma uszczerbku na zdrowiu, to za co niby miałoby się należeć zadośćuczynienie?

Wielu poszkodowanych z taką decyzją ubezpieczyciela się zgadza. Niby jest w tym jakaś logika, poza tym trzeba byłoby iść do sądu, a to wiadomo stres i pieniądze.

Podkreślić jednak należy, iż w żadnym wypadku fakt nie zaistnienia uszczerbku na zdrowiu w postaci trwałej nie jest niezbędny dla przyznania osobie poszkodowanej zadośćuczynienia.

Sam fakt, iż obrażenia, to tylko siniaki, kołnierz ortopedyczny przez 4 tygodnie na szyi, czy stres przed jazdą autem nie oznacza, iż nie ma tu krzywdy, której nie należałoby naprawić.

Oczywiście przy takiej decyzji Sądu pozostaje droga sądowa.

Z mojego doświadczenia, prawnika prowadzącego sprawy odszkodowawcze od prawie już dwóch dziesiątek lat w tego typu sprawach można liczyć na zadośćuczynienie w zakresie kilku tysięcy złotych.

Raz może być, to półtora tysiąca tytułem zadośćuczynienia raz pięć tysięcy. Często w takich sprawach ubezpieczyciel w toku sprawy, lub na etapie odpowiedzi na pozew proponuje ugodę. Również bowiem ubezpieczyciel ponosi koszty prawników, czy szerzej prowadzenia sprawy i nie koniecznie prowadzenie sporu o 2 tys złotych jest dla zakładu ubezpieczeń opłacalnym.

Wydaje się, iż dobrze szacując szkodę warto także zrezygnować z opinii biegłego, która raczej zagrałaby na niekorzyść poszkodowanego i zdać się na osąd sędziego rozpoznającego sprawę. W Kancelarii tego typu spraw, czyli klient poobijany z sińcami i ustępującymi bólami, prowadziliśmy co najmniej kilkanaście. Wychodząc z roszczeniem od dwóch do kilkunastu tysięcy złotych- w zależności od stanu faktycznego.

Co ciekawe większość tych spraw kończyła się ugodą. Dla zakładu ubezpieczeń sprawa o 2-3 tysiące złotych nie jest warta zaangażowania całego batalionu prawników i ponoszenia dalej idących kosztów.

Tak więc w zasadzie nie ma żadnych ograniczeń w intensywności uszczerbku na zdrowiu, które mogłyby stanowić przeszkodę dla dochodzonego roszczenia.

autor: Bartosz Kowalak radca prawny w Kancelarii Kacprzak Kowalak i partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni w Poznaniu

prowadzi bloga poświęconego odszkodowaniom: www.blogoodszkodowaniach.pl